niedziela, 3 października 2021

Nadchodzące alicjowe publikacje!

 Dawno nie dodawałam tu nic nowego, a powinnam. Dzisiaj jednak muszę się podzielić ciekawymi rzeczami, które sama odkryłam zaledwie w tym tygodniu. Zbliża się premiera dwóch książek, które z pewnością przyciągną fanów Alicji.


Liz Braswell
NieUrodziny

NieUrodziny autorstwa Liz Braswell to powieść z cyklu Mroczne Opowieści z uniwersum Disneya. Mieści się w tradycji retellingu czyli tzw. opowiedzenia na nowo znanych historii. Przykładem retellingu w pewnym sensie jest np. Alicja w Krainie Czarów wyreżyserowana przez Tima Burtona, ale równie dobrze mogłaby być retellingiem historia, w której współczesna bohaterka będąca w pewien sposób odpowiednikiem Alicji przeżywa przygody nawiązujące za pomocą nazw czy symboli do oryginalnych książek. Retellingiem może również być zmiana konwencji pierwotnej opowieści na inny gatunek - horror, SF, cokolwiek - czy wspomniana przeze mnie zabawa otoczeniem i postaciami. 
Chcąc poznać, jaki będzie retelling tej Alicji, wkrótce już dostępny w Polsce, zajrzyjmy do opisu:

„NieUrodziny” – pierwsza powieść z serii „Mroczne Opowieści” – to na nowo opowiedziana historia o Alicji w Krainie Czarów. 

Alicja różni się od innych osiemnastoletnich mieszkanek Kexfordu z czasów wiktoriańskich – woli zgłębiać tajniki fotografii, niż uczestniczyć w nudnych popołudniowych herbatkach. Pewnego dnia, gdy dziewczyna wywołuje najnowsze zdjęcia swych sąsiadów, zamiast nich na negatywach pojawiają się dziwnie znajome postacie. Jest w nich jednak coś niepokojącego… Alicja wraca do Krainy Czarów, by obalić okrutne rządy Królowej Kier i odnaleźć swoje miejsce w obydwu światach: tym magicznym i tym rzeczywistym. Czy jej się to uda i czy zdąży, zanim skończy się Czas? 

Opis pochodzi od wydawcy (Wydawnictwo Oleksiejuk), ja znalazłam go na stronie Empika

Jestem fanatyczką Alicji w Krainie Czarów i można sobie wyobrazić jak się ucieszyłam widząc, że już 15 października nadchodzi premiera polskiego wydania tej powieści. Wersji angielskiej nie czytałam, chociaż zamierzam to zrobić w przyszłości. O tytule jednak już słyszałam. Powieść jest dość nowa, wydana dopiero w 2020 roku - to miłe, że już rok później pojawia się polskie tłumaczenie. 

Dla porównania okładka oryginalna:
źródło grafiki: Goodreads

Obie okładki nawiązują elementami do przedstawień z klasycznej animacji z 1951 roku. Szczególnie dużo ma ich polska okładka (bardzo stylowa), która ma w końcu więcej widocznych na nich postaci - po prostu kształty bohaterów filmu i przedmiotów zamienione na proste, różowe sylwetki. Wersja oryginalna podkreśla, skrytą częściowo w cieniu, postać Królowej Kier - z tego samego filmu. Fabuła dotycząca powrotu do Krainy i obalenia tyranii przypominają mi jednak film Burtona, a nawet jego sequel z 2016 roku. W nawiązaniu do sequelu chodzi mi o walkę z Czasem przez duże C. Oczywiście, czas/Czas to też jeden z ważnych motywów w oryginalnych książkach... Każdy, kto jednak widział nowy film (Alicja po drugiej stronie lustra) wie, że w tej ekranizacji zyskał zupełnie nowe znaczenie. Czy mam się więc spodziewać również historii zahaczającej o najnowsze ekranizacje/retellingi czy jest to prostu koncept Liz Braswell, łączący zagrożenie z dobrze znaną problematyką? Przeczytam, zobaczę. 

źródło grafiki: Empik

A te barwione brzegi!...

Teraz czas na powrót do przyszłości przeszłości, a nawet bardzo dalekiej przeszłości. Zaoferuje nam go Wydawnictwo Mg wraz z nowym wydaniem kultowej powieści, lecz w bardzo starym tłumaczeniu Antoniego Marianowicza. Premiera już 27 października. 
źródło grafiki: Empik

Opis od wydawcy, ponownie znaleziony na stronie sklepu:

Książka dla wspólnej lektury wszystkich pokoleń – każdy znajdzie tu swoje własne odczytanie i swoje własne oczarowanie. 

Baśniowa opowieść o przygodach Alicji w Krainie Czarów powstała w gorące lipcowe popołudnie 1862 roku, kiedy to podczas przejażdżki łódką po Tamizie Lewis Carroll, wykładowca matematyki w Oxfordzie i autor poważnych książek matematycznych, opowiedział ją małej Alicji i jej dwóm siostrom. I właśnie ta opowieść, a nie prace naukowe, przyniosła pisarzowi światową sławę. Zachęcony ogromnym powodzeniem książki Carroll kilka lat później napisał drugą część opowieści pt. Alicja po drugiej stronie lustra. 

Alicja w Krainie Czarów jest utworem szczególnym. Nie przedstawia świata takim, jakim go widzimy na co dzień, lecz ukazuje go we śnie bohaterki, a snem, jak dobrze wiecie, rządzą odmienne prawa. Toteż w książce znane fragmenty rzeczywistości układają się w całkiem nowe, często nonsensowne całości, a postaci prawdziwe, przemieszane z fantastycznymi, wyglądają i zachowują się inaczej niż w życiu.
I jeszcze jedna uwaga: Alicja w Krainie Czarów należy do tych książek, do których warto wracać. Raz odczytacie ją jako dziwną baśń, pełną niezwykłych, zaskakujących wydarzeń, ale przy kolejnej lekturze ukaże się wam wiele nowych treści. Każdego jednak czytelnika zawsze zdumiewać będzie bogactwo fantazji i pomysłowości autora, każdy też podda się urokowi jego niepowtarzalnego humoru. 

Humoru cudownie oddanego przez Antoniego Marianowicza, bo to właśnie z jego tłumaczenia zdania z Alicji w Krainie Czarów na zawsze zamieszkały w naszym języku. Niekiedy powtarzamy je, nie pamiętając, gdzie bije źródło tych purnonsensowych żartów.

Kilka dni temu znajdując to miłe dla oka wydanie, zanim jeszcze przeczytałam opis, zaczęłam się zastanawiać, jakie to będzie tłumaczenie i jakie ilustracje. Już wiem, że wykorzystano wersję Antoniego Marianowicza (1923-2003; właściwie Kazimierz Jerzy Berman), wciąż jednak zastanawiam się nad ilustracjami. Napis z okładki głosi WYDANIE ILUSTROWANE, ale przez kogo? Królik z okładki sugerowałby Tenniela (zdecydowanie najczęstsze ilustracje do Alicji). Przypomniałam sobie jednak, że gdy kilka miesięcy temu kupiłam Tajemniczy ogród F. H. Burnett (skuszona ilustracjami, jakich nigdy wcześniej nie widziałam) zauważyłam, że to wydanie łączyło prace dwójki ilustratorów. Jak będzie z Alicją? Opis nie zawiera takich informacji, więc zapewne dopiero przeglądanie książki w sklepie albo kupienie egzemplarza pozwoli odpowiedzieć na to pytanie. 
Widząc nazwisko Marianowicza, przypomniałam sobie, że jego tłumaczenie jest jednym ze starszych - po raz pierwszy opublikowane w 1955 roku. Był to trzeci w historii polski przekład. Jestem osobą, która cały czas skupia się właściwie na Słomczyńskim (1965 rok), ale wersję Marianowicza znałam z różnych fragmentów, jakie widziałam gdzieniegdzie czy dzięki (bardzo zjadliwym) komentarzom Roberta Stillera, innego tłumacza. Wygląda też chyba na to, że Wydawnictwo Mg ma pewne upodobanie do starych tłumaczeń - odkryłam to zaskoczona językiem Tajemniczego ogrodu i porównując go z inną wersją, jaką czytałam w dzieciństwie. Widząc, że ostatnio wydają różne klasyki literatury, być może to celowy zabieg - a może próba przybliżenia nieco mniej popularnych wersji? 

Nagle uderza mnie nowe wspomnienie. Przeglądam sobie sekcję o polskich tłumaczeniach w Wikipedii i widzę, że to Marianowicz nazwał Gryfa Smokiem. Po raz pierwszy ta różnica wprawiła mnie w konsternację, gdy jako uczennica podstawówki pisałam test ze znajomości powieści. Było to dlatego, że Alicję... przeczytałam w ramach Maratonu Czytelniczego. W bibliotece znalazłam wydanie z tłumaczeniem Słomczyńskiego, tymczasem ktoś, kto przygotowywał test, opierał go na wersji według Marianowicza. 

Faktem, o którym rzadko kiedy myślę, jest też to, że prawdopodobnie dzięki Marianowiczowi w Polsce upowszechniło się nazywanie jednej z postaci Szalonym Kapelusznikiem. W oryginale to po prostu Hatter (Kapelusznik) - Carroll nigdy nie nazwał go "szalonym". Dla kontrastu jednak Kot z Cheshire (albo, według Marianowicza - Kot Dziwak z Cheshire) nazywa zarówno Kapelusznika jak i Marcowego Zająca szalonymi. Po chwili dodaje, że w tej krainie wszyscy są zwariowani. W książce ani razu nie pada para słów "Mad Hatter", jest to zapewnie jedynie wytwór późniejszych publikacji - oczywiście nie wydań książki, ale raczej wszelkich komentarzy na jej temat czy interpretacji. W sferze polskojęzycznej tę kombinację zawdzięczamy zaś Antoniemu Marianowiczowi. Tak więc chociaż dzisiaj ten tłumacz może być dla wielu zapomniany, miał swój wkład w postrzeganie Alicji... w Polsce.