sobota, 4 lipca 2020

4 lipca

Dzień wyjątkowy dla każdego fana powieści Carrolla - zupełny przypadek sprawił, że tego dnia, w 1862 roku została stworzona historia, która rozwinęła się w książkę „Alicja w Krainie Czarów”. Bez niej nie byłoby także „Po drugiej stronie lustra”. 
Mnóstwo języków, na które przetłumaczono książkę; setki, jeśli nie tysiące ilustratorów; miliony czytelników - taki jest dzisiaj skutek. 

Każdy fan ma zapewnię swoją własną historię związaną z tymi książkami. Zapewne w każdym wypadku wspólny jest zachwyt i fascynacja tymi światami. Kiedy pierwszy raz przeczytałam wydanie wypożyczone ze szkolnej biblioteki - dwie części w jednym tomie, tłumaczenie Słomczyńskiego - od razu się zakochałam. 

Pamiętam mgliście, że nawet uwielbiając film Disneya, który obejrzałam na VHS w dzieciństwie miałam przeczucie, że to nie jest oryginalna historia, bo treść książek musi się różnić. 

„Pantha rei” miał powiedzieć Heraklit. Ktokolwiek odwiedzi Oksford nie znajdzie tej samej rzeki, po której płynęli w 1862 roku Dodgson, Duckworth i siostry Liddell. Mimo to warto odwiedzić to miejsce; ja należę do osób, które jeszcze nigdy nie przekroczyły brytyjskiej granicy. Poza obleganymi miejscami (Oksford też do nich należy), to powiązanie z tymi postaciami jest dla mnie głównym powodem do podróży. 

Będę mogła mijać nowe i stare budynki, miejsca, gdzie mogli rozmawiać albo przechodzić; można sobie tylko wyobrazić, o czym mogli rozmawiać. Każdy fan „Alicji” przypomina sobie w takich chwilach, że ludzie, którzy odeszli nadal żyją w swoich dziełach - jak Lewis Carroll. 

Widziałam w internecie kolaże różnych kadrów z filmów i książek z podpisami w stylu „niektóre historie zostają z nami na zawsze”. 
Ta jest właśnie moja. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.